niedziela, 29 marca 2015

Szczecin - Postira



Drugi wyjazd w nowej firmie to niedziela 16go listopada. Najpierw odebrałem z Potęgowa naszą służbową osobówkę (Clio)  która była tam wcześniej zostawiona przez któregoś z moich kolegów u naszego mechanika.
Po zapakowaniu się do auta ruszyłem od razu do Elbląga, gdyż właśnie tam znajdował się mój DAF. Trochę opieszale zawsze idzie mi to wyjeżdżanie z domu i myślę, że nie jestem w tym specjalnie odosobniony, ale skutkiem tego jest późniejszy pośpiech który jak wiemy wskazany jest jedynie przy łapaniu pcheł (bo szybko uciekają).
Szybko więc musiałem jechać do Elbląga, szybko musiałem się przepakowywać do auta i szybko musiałem jechać do Gdyni by załapać się na zarezerwowany dla mnie wieczorny prom. Jak wiadomo pierwsze dwie czynności mogłem robić możliwie szybko natomiast jazda ciężarówką ma swoje szybkościowe ograniczenia więc przezornie, będąc już w drodze, zadzwoniłem do biura armatora celem poinformowania o tym, że dotrę późno ale dotrę na pewno, w związku z czym proszę nie oddawać nikomu mojego miejsca. Prom odpływał o godzinie 18:00 a ja na terminal wjechałem o 17:40. Szybko odebrałem bilet, wjechałem na prom a za mną zamknięto już śluzy.

Następnego dnia po zjeździe z promu dojazd do Helsingborga na rozładunek i późniejszy załadunek do Norwegii. Terminal Postnord i produkty pewnego multikoncernu spożywczego.
Kolejny cel to Vinterbro, jednakże nie możliwy do osiągnięcia tego dnia. Pauza wypadła mi jakieś 50km przez granicą.

Następnego dnia pierwszy z rozładunków w Vinterbro wypadł około godziny 10:00 a kolejny w Lorenskog już przed południem.Załadunek też jeszcze tego samego dnia w Langhus - całe auto pustych palet z przeznaczeniem do szwedzkiego Varberg.

Kolejny dzień to poranny rozładunek palet i znów załadunek w Helsingborgu w Postnord. Po załadunku kierunek północ bo rozładunek następnego dnia w Oslo.

Po rozładunku następnego dnia rano udałem się ponownie do Langhus celem załadowania paletami.Tym razem jednak palety przeznaczone były do miejscowości Landskrona.Rankiem, jeszcze w trakcie rozładunku otrzymałem instrukcje dotyczące kolejnego załadunku. Była to Karlskrona i towar z przeznaczeniem do Polski. W porcie rybackim w Karlskronie zameldowałem się tuż po wybiciu południa.






Załadunek poszedł dość szybko i sprawnie a po nim udałem się od razu do drugiego z karlskrońskich portów gdzie oczekiwałem na prom do Polski.

Następnego dnia po zjechaniu z promu, udałem się od razu do miejsca rozładunku którym była wieś Wierciszewo k. Sianowa w województwie Zachodniopomorskim. Jako, że była to sobota a po rozładunku otrzymałem bez problemu zgodę na zjazd zestawem do domu, to po drodze zabrałem z Lęborka swojego syna.
Po rozładunku w Wierciszewie zjechaliśmy do znajomego dysponującego dużym placem przy swojej firmie i rozpocząłem pauzę weekendową w domu, co zdarzyło mi się chyba pierwszy raz w życiu.
Już od piątku byłem w stałym kontakcie ze swoim spedytorem prowadzącym który to próbował znaleźć mi jakiś załadunek w pobliżu Lęborka. Udało mu się już w sobotę gdy już byłem w domu ale nie do końca w pobliżu Lęborka bo w Szczecinie.

 W poniedziałkowy ranek spokojnie odprowadziłem syna do szkoły, córkę odwiozłem do żłobka a żonkę do pracy a sam po zapakowaniu się do auta ruszyłem w znajome strony (mieszkałem, pracowałem i studiowałem w Szczecinie).

Miejscem przeznaczenia ładunku miała być malutka miejscowość Postira w Chorwacji - takiej trasy się szczerze nie spodziewałem. Nigdy wcześniej nie byłem w tej części Europy więc z ciekawością potwierdzałem, przyjęcie tegoż zlecenia. Od razu też wziąłem do ręki mapę i zacząłem szukać owej Postiry. Okazało się, że jest to malutka miejscowość na wyspie Brac zlokalizowanej u wybrzeży Chorwacji. Dostać się do niej miałem promem ze Splitu.

Załadunek miałem w chłodni składowej Gryf, zlokalizowanej tuż obok szczecińskiej fabryki czekolady która pachnie naprawdę wspaniale. Kto kiedykolwiek spacerował wieczorem po szczecińskich Wałach Chrobrego ten wie o co chodzi.
Widok na Wały od strony Duńczycy.




Na miejscu w biurze okazało się, że coś się nie zgadza w zleceniu przez co na załadunek musiałem poczekać kilka godzin. Gdy już się to stało ruszyłem najpierw na południe Polski, gdyż zaplanowałem sobie następującą trasę: Szczecin - Kudowa - Brno - Wiedeń - Graz - Maribor - Zagrzeb - Split.
Tego dnia przez to oczekiwanie na załadunek w Szczecinie, udało mi się dotrzeć jedynie kawałek za Polkowice.

Następnego dnia rano ruszyłem dalej. W Kudowie doładowałem "Premida" u miłej Pani ;) Trochę czasu zajęło mi przejechanie najpierw przez Hradec Kralove, gdzie miałem się ze znanym na forum MANem z Daneki (za kółkiem był akurat Daniela tata - pozdrawiam) a później lokalnymi drogami dostanie się do Brna. Pauza tego dnia wypadła mi już gdzieś na terenie Austrii, dokładnie nie pamiętam ale wydaje mi się, że niedaleko Grazu.
Kolejny dzień to już krótki przejazd przez dziurawą Słowenię i bezkresne autostrady w Chorwacji.



Mała ciekawostka. Większość parkingów przy chorwackich autostradach jest otwarta tylko w sezonie letnim. Zimą są zamknięte.


Do portu w Split'cie dotarłem około 16:00. Sam dojazd do portu to przejazd przez miasto bez jakichkolwiek udogodnień dla większych aut a wręcz nawet z zakazem poruszania się większymi autami który na szczęście dojazdu do portu nie dotyczył.



Jako, że w porcie nie było za bardzo miejsca żeby spędzić w nim noc a ja dysponowałem jeszcze czasem to postanowiłem przeprawić się na wyspę Brac jeszcze tego dnia. Okazało się, jednak, że prom jest droższy niż podawała spedycja więc musiałem poczekać na dodatkowe pieniądze które szef musiał mi przelać na firmową kartę.
Po zakupieniu biletu, bez problemów wjechałem na dopiero co przybiły do brzegu prom.



Rejs na wyspę trwał prawie godzinę którą szczerze się wynudziłem, gdyż tego dnia było pochmurno, padał deszcz a i było już ciemno więc nie sposób było podziwiać jakiekolwiek widoki na zewnątrz. Pozostało jedynie obserwować współpasażerów i pograć w grę "Milionerzy" w telefonie ;)
Po zjechaniu z promu udałem się pod firmę. Ostatnie 300 metrów to naprawdę stromy podjazd który pokonać było dość trudno bo padało a ładunek ciężki. Na szczęście opony w ciągniku wymienione już miałem na zimowe co na pewno ułatwiło znacznie podjazd. Na teren firmy wjechać się o tej porze nie dało ale pod nią zlokalizowany był spory parking dla pracowników na którym mogłem spokojnie poczekać do rana.



Towar który przywiozłem był mrożonką więc agregat włączał się dosyć często. Jak się zbyt długo nie włącza to zawsze wzbudza jakieś podejrzenia, więc co jakiś czas warto sprawdzać czy wszystko jest w porządku. Niby było ale. Następnego dnia rankiem gdy byłem już w takim jakby półśnie przed przebudzeniem agregat się znów włączył ale popracował jedynie przez chwilę. Wydawało mi się, że może mi się wydawało ale postanowiłem to jednak sprawdzić. Wyszedłem z auta i faktycznie wyświetlacz informował o kilku błędach a agregat nie chciał się ponownie uruchomić. Na szczęście było tuż przed siódmą rano a właśnie o siódmej miałem się ustawić pod rampę celem rozładowania. Od razu wysłałem do spedycji sms z informacją o problemie z agregatem.

Punkt siódma wjechałem na plac i ustawiłem się pod rampę. Po rozładunku zagadałem jednego z kierowców na placu o najbliższy serwis agregatów chłodniczych. Okazało się, że jest ich w całej Chorwacji tylko kilka ale na szczęście jeden z nich znajduje się w pobliskim Split'cie.

Droga na wyspie.



Gdy oczekiwałem na prom do Splitu skontaktował się ze mną najpierw polski serwis Thermo King a chwilę po tym jego chorwacki odpowiednik. Polski serwis przysłał od razu adres.
W oczekiwaniu na prom w Supetar.







"Promik" który przewozi tylko i wyłącznie pojazdy ADR.

Widoki z promu Supetar - Split.










Wyjazd z portu to dla kierowców dużych aut wyzwanie bo oznakowanie takie sobie, wąsko i bywa, że trzeba czekać aż tarasujące drogę auta odjadą.






Dalej wyjazd przez miasto.



Gdy dotarłem na miejsce gdzie miał znajdować się serwis TK okazało się, że go tam nie ma. Zadzwoniłem więc pod numer z którego dzwonił chorwacki przedstawiciel TK a ten poinformował mnie faktycznie, że pod tym adresem już go nie ma. Podał mi też od razu nowy, właściwy. Okazała się nim ASO Mercedes-Benz w miejscowości Dugopolje.

Od samego początku do końca potraktowano mnie bardzo profesjonalnie i fachowo. Praktycznie od razu wjechałem na warsztat i przystąpiono do naprawy. Okazało się, że pozrywały się paski klinowe. Wymieniono je, podregulowano co trzeba, uzupełniono płyny, wręczono raport i mogłem jechać dalej.
Po naprawie udałem się do miejsca załadunku którym była firma zlokalizowana w miejscowości Sopot, oddalona do Splitu o jakieś 120km. Na początku nie mogłem znaleźć owej firmy, gdyż z przykrością muszę stwierdzić, że firma TomTom mimo zapewnień o pełnym pokryciu map w Chorwacji, po prostu tego nie zapewnia. Podczas pobytu w Chorwacji potrzebowałem trafić w trzy miejsca - żadnego z nich odnaleźć nie potrafiła (nawet dużego serwisu MB) a usługa "LIVE" była w ogóle niedostępna.
Zatrzymałem się w końcu w pobliżu pewnej knajpy i poszedłem tam zapytać. Okazało się, że jeden z klientów mówi nawet po angielsku więc wytłumaczył mi dość dokładnie gdzie mam jechać. Gdy już wsiadłem do auta okazało się, że ów miły jegomość postanowił konkretnie mi pomóc i wsiadł w swoje auto i po prostu mnie pod tę firmę zaprowadził. Na miejscu okazało się, że owa firma wprawdzie nowa ale w tym miejscu już obecna od trzech lat więc tym bardziej dziwne, że TomTom nie miał tej ulicy w ogóle w systemie. Pierwszą część ładunku załadowano mi z głównego magazynu przy siedzibie firmy, natomiast drugą w innym, zlokalizowanym bliżej miasta. Nie sposób nie wspomnieć o bardzo sympatycznych załadowcach którzy to co rusz wypytywali o różne rzeczy - ja nie pozostawałem dłużny i też popytałem jak im się żyje. Pierwszy kontakt z Chorwatami uważam za bardzo udany i ich samych za bardzo sympatycznych.

Po załadunku ruszyłem w kierunku Włoch, gdyż o czym jeszcze nie wspomniałem, ów ładunek przeznaczony był do miejscowości Concarneau we Francji - żeby było ciekawiej, zlokalizowanej nad oceanem atlantyckim. Tam też mnie jeszcze nie było ;) Tego dnia ujechałem jeszcze jedynie około 200km i zmuszony byłem stanąć na pauzę.

Następny dzień to znów bardzo dobre chorwackie autostrady, mocno zamglone tuż za Zagrzebiem. Późniejszy odcinek to takie sobie drogi w Słowenii i dobrze znane Włochy.








Na deser natomiast niespodzianka marki TomTom który to postanowił sobie wziąć urlop i zablokował się, jak się później okazało, aż na cztery dni. Jakiś czas później, będąc już w domu korespondowałem w tej sprawie z TT ale było to niestety bezproduktywne bicie piany. W urządzeniu wartym więcej niż moja wypłata (podstawa ;) takie wpadki jak w Chorwacji czy blokada na kilka dni po prostu nie powinny się zdarzać.

Pauza weekendowa wypadła mi w okolicy Mediolanu. Duży parking, ogromny sklep, darmowy prysznic. Spokojny odpoczynek, dobre jedzonko, sprzątanie w schowkach, luz.
Oto co znalazłem w jednym ze schowków. Szef pomyślał o wszystkim co niezbędne polskiemu kierowcy ;)




W niedzielny wieczór, tuż po zakazie ruszyłem w kierunku Francji, do której dostać się miałem przez tunel Mont Blanc biegnący pod Alpami. Opłata za chłodnie sroga bo 324euro i w dodatku przejazd tylko i wyłącznie w asystowanym konwoju.

Do Concarneau dotarłem we wtorek przed południem. Na miejscu musiałem poczekać trochę na rozładunek, gdyż nie było wolnego miejsca w magazynie.




Po rozładunku zaś zjechałem sobie bliżej miasta, zaparkowałem na dość dużym parkingu i poszedłem w miasto pozwiedzać i zobaczyć ten ocean z bliska. Miasteczko bardzo urokliwe, widać że w sezonie mocno nastawione na turystów.



Po spacerze dobra kolacja ze świeżutkiego francuskiego pieczywa, film i dobranoc.

Następnego dnia pojechałem do miejscowości Quimper gdzie miałem się ładować towarem do Szwecji, na miejscu okazało się, że ładunek nie jest jeszcze gotowy i muszę na niego zaczekać aż do następnego dnia. Na szczęście nie wygoniono mnie nigdzie tylko pokazano dogodne do zaparkowania miejsce z drugiej strony budynku.

Następnego dnia rano załadowano mnie częściowo po czym skierowano do drugiego oddziału firmy zlokalizowanego w miejscowości Chateaulin. Po drugim załadunku gotów już byłem ruszać w kierunku Szwecji.





Do Malmo dotarłem w sobotni ranek więc zmuszony byłem zaczekać do poniedziałku. Przed znalezieniem dogodnego miejsca do parkowania odwiedziłem sklep z polskimi produktami celem zakupu kilku najpotrzebniejszych produktów.

Weekend leniwy i spokojny upłynął tradycyjnie na oglądaniu filmów, czytaniu zapasów prasy, porządkach, gotowaniu.
Taki miałem widok z okna wieczorem.



Skwarek spotkany na spacerze.



W poniedziałek rozładunek już o siódmej rano. Po nim dyspozycja załadunku w miejscowości Ahus i zjazd do Karlskrony z której wieczorem popłynąłem do Gdyni.

Następnego dnia po zjechaniu z promu udałem się do centralnej Polski a dokładnie do Strykowa. Na miejsce dotarłem około 13:30. Po rozładunku od razu pojechałem w kierunku Ostródy bo w jej okolicy miałem kolejny załadunek następnego dnia. Dokładniej była to Fabryka Mebli łazienkowych w Grodzicznie. Na miejsce dotarłem już oczywiście po godzinach pracy firmy więc przeczekałem do rana na załadunek. Duży parking pod firmą w dodatku z darmowym wi-fi. Sympatycznie.


Rankiem po wizycie w biurze i otrzymaniu listy załadunkowej udałem się do magazynu, podstawiłem pod rampę i spożyłem śniadanie w oczekiwaniu na zakończenie załadunku. Po nim odebrałem jeszcze resztę dokumentów i pojechałem w kierunku Elbląga bo tam właśnie musiałem tego dnia dotrzeć i zdać auto szefowi a samemu udać się do domu na zasłużony (mam nadzieję) odpoczynek.
Na miejscu, po przepakowaniu się w Clio,  pogawędka z szefem i jazda do domu.

Dobranoc ;)



Link do zdjęć - klik
Niestety niekoniecznie ułożone chronologicznie bo wymieszane z trzech źródeł (aparat, dwa telefony).