Następny wyjazd to połowa grudnia czyli krótkie kółko na Skandynawię
i z powrotem by na święta być w domu.
We wtorkowy ranek po odwiezieniu dzieci do żłobka, szkoły i ciężkim spakowaniu się do Clio, udałem się w kierunku Tczewa bo tam miała nastąpić moja zmiana.
Na miejscu byłem chwilę po 11:00. Szybko przepakowaliśmy się z Piotrem (moim Szefem który to nienawidzi jak się do niego mówi per "Szefie") - ja do Jelcza on do Clio. Zbiliśmy piątki i rozjechaliśmy każdy w swoją stronę - on do domu a ja do miejscowości Laskowice niedaleko Świecia. Tam właśnie miałem załadować papier w firmie Stralfors z przeznaczeniem do Norwegii.
Na miejscu byłem dokładnie o 13:13 (lucky 13 ;) i po podstawieniu się pod odpowiednią halę nastąpił załadunek rolek papieru na paletach. Po około godzinie mogłem już wyjeżdżać z terenu firmy do Świecia, gdzie miałem odebrać dokumenty celne ładunku.
Na miejscu okazało się, że będę musiał na nie poczekać około półtorej rodziny co sprawiło, że prom do Szwecji tego dnia będzie raczej niemożliwy do złapania. Na szczęście się udało.
Następnego dnia po zjechaniu z promu w Karlskronie spokojnie udałem się na północ by około 18:30 zajechać pod firmę w której miałem się rozładować. Niestety o tej porze firma już nie pracowała więc zmuszony byłem poczekać do następnego ranka.
Rano, kilka minut po siódmej mogłem już podstawiać się pod rampę. Trochę w nocy przyprószyło śniegiem więc podjazd pod rampę z lekkim poślizgiem. Rozładunek szybki, sprawny i urozmaicony pogawędką z sympatycznym kierownikiem magazynu
.
We wtorkowy ranek po odwiezieniu dzieci do żłobka, szkoły i ciężkim spakowaniu się do Clio, udałem się w kierunku Tczewa bo tam miała nastąpić moja zmiana.
Na miejscu byłem chwilę po 11:00. Szybko przepakowaliśmy się z Piotrem (moim Szefem który to nienawidzi jak się do niego mówi per "Szefie") - ja do Jelcza on do Clio. Zbiliśmy piątki i rozjechaliśmy każdy w swoją stronę - on do domu a ja do miejscowości Laskowice niedaleko Świecia. Tam właśnie miałem załadować papier w firmie Stralfors z przeznaczeniem do Norwegii.
Na miejscu byłem dokładnie o 13:13 (lucky 13 ;) i po podstawieniu się pod odpowiednią halę nastąpił załadunek rolek papieru na paletach. Po około godzinie mogłem już wyjeżdżać z terenu firmy do Świecia, gdzie miałem odebrać dokumenty celne ładunku.
Na miejscu okazało się, że będę musiał na nie poczekać około półtorej rodziny co sprawiło, że prom do Szwecji tego dnia będzie raczej niemożliwy do złapania. Na szczęście się udało.
Następnego dnia po zjechaniu z promu w Karlskronie spokojnie udałem się na północ by około 18:30 zajechać pod firmę w której miałem się rozładować. Niestety o tej porze firma już nie pracowała więc zmuszony byłem poczekać do następnego ranka.
Rano, kilka minut po siódmej mogłem już podstawiać się pod rampę. Trochę w nocy przyprószyło śniegiem więc podjazd pod rampę z lekkim poślizgiem. Rozładunek szybki, sprawny i urozmaicony pogawędką z sympatycznym kierownikiem magazynu
.
Po rozładunku od razu pojechałem na następny załadunek w inne miejsce Oslo. Po załadunku od razu ogień na tłoki i 19:30 byłem już z powrotem w Karlskronie. Bez problemowo zdążyłem na prom do Gdyni.
Rozładunek miałem w Bielsku Podlaskim, więc od razu po zjechaniu z promu udałem się w tym kierunku. Na miejscu zameldowałem się przed 17:00 i po chwili oczekiwania udało się nawet rozładować. Po umyciu naczepy w pobliskiej myjni (na telefon bo było dość późno) czasu wystarczyło mi już jedynie by dojechać do Wysokie Mazowieckie gdzie zapauzowałem koło cmentarza ;)
Załadunek następnego dnia w Grodzicznie tuż przed południem a po nim zjazd do Lęborka i święta ;)
W tzw. międzyczasie ustalone zostało, że zaraz po świętach pojadę w trasę ( nie lubię sylwestra). Dlatego też tuż przed świętami sympatyczny kolega Marek przyprowadził mi do Lęborka swoją naczepę a zabrał moją.
Święta, święta i po świętach. Niegrzeczny chyba byłem bo prezenty kiepskie ;)
Po świętach ruszyłem w wieczorem w niedzielę 28go grudnia. Rozładunek miałem zaplanowany w miejscowości Niewiadów, znanej głównie z produkcji przyczep kempingowych i właśnie na terenie owej firmy umiejscowiła się inna, zajmująca się obrotem niebieskimi paletami "cheap" które dla niej przywiozłem. Na miejscu byłem tuż po 1 w nocy więc musiałem odczekać na pobliskiej stacji benzynowej do rana.
Rankiem na rozładunku spotkałem dawno nie widzianego starszego kolegę Waldka, z którym pracowałem w pierwszej mojej firmie - uchodził w niej za jednego z najlepszych, najbardziej doświadczonych i najoszczędniej jeżdżących kierowców. Miło było ale niestety wszystko szybko i krótko.
Po rozładunku miałem się udać do Poznania gdzie czekał na mnie ładunek do Holandii.
Wyjeżdżając z Niewiadowa usłyszałem pod kabiną jakieś dziwne dźwięki - piszczenie a później trzaski - po których komputer auta wyświetlił komunikat "alternator ostrzeżenie" Czyli najprawdopodobniej zerwał się pasek klinowy. Po zatrzymaniu się na najbliższym parkingu od razu zadzwoniłem do Piotra. Ten od razu zaczął szukać w pobliżu jakiegoś serwisu pojazdów ciężarowych. Po pięciu minutach otrzymałem adres w Tomaszowie Mazowieckim pod który od razu się udałem.
Na miejscu byłem po około pół godziny. Miejsce na warsztacie było więc od razu po wypięciu się z naczepy mogłem wjeżdżać na kanał. Po kilkunastu minutach okazało się, że urwała się rolka jednego z napinaczy, która to spadając uszkodziła wentylator.
Feralny napinacz już bez rolki.
Jako, że było już stosunkowo późno nie było możliwości zamówienia brakujących części na ten dzień, więc zmuszony byłem zostać w Tomaszowie do następnego. Szef warsztatu wskazał mi pobliski hotelik w którym mogłem zanocować. Okazało się, że jest on zlokalizowany nad stacją benzynową i bardziej to motel niż hotel bo oprócz noclegu nie oferuje nic innego. Otrzymałem pokój trzyosobowy z telewizorem, tzn. jedyny w którym był telewizor ;)
Mój pokój ;)
Było już ciemnawo ale wciąż wcześnie więc po zostawieniu swoich rzeczy w pokoju udałem się na spacer po Tomaszowie Mazowieckim w którym nigdy w życiu jeszcze nie byłem. Zbyt wiele nie mogłem zwiedzić bo jak już wspomniałem było ciemno a w dodatku mróz tego dnia dochodził do -10 stopni. Nie sposób nie wspomnieć o kolacji którą zaliczyłem w Pizzerii Trufla. Smaczna pizza i wyjątkowo dobra sałatka grecka (prawie bez sałaty które wszędzie indziej jest spory nadmiar, z bardzo dobrym winegret i ogórkowym ogórkiem).
Dziwne "coś" na jednym ze słupów w Tomaszowie Mazowieckim
Po kolacji udałem się jeszcze na skromne zakupy do pobliskiego marketu - musiałem się zaopatrzyć w coś na śniadanie, gdyż motel oferował jedynie hot-dogi, chipsy i słodycze.
Następnego dnia około 11:00 otrzymałem informację o tym, że auto jest już praktycznie gotowe do odbioru i mogę już wracać. Po przybyciu na miejsce uregulowałem należność która okazała się wcale nie mała jak na pozornie drobną naprawę. Wyniosła ona ponad 2400 zł. Okazało się, że najdroższy z całej imprezy jest wiatrak który kosztował aż 1400zł. Po podczepieniu się do naczepy od razu udałem się w kierunku Poznania. Po drodze przebijanie się przez cudowną Łódź i wyjazd na najdroższą autostradę w Europie.
Na miejscu czyli dokładnie w Kobylnicy zameldowałem się równo o 16:00 i po małym zamieszaniu i odczekaniu około godziny zaczęto mnie ładować ulotkami nowego holenderskiego katalogu H&M na paletach. Co ciekawe na pytanie czy właśnie tu w Kobylnicy są one drukowane załadowca odpowiedział - "Nie. Przyjeżdżają do nas z Niemiec i my je tylko na palety rozdzielamy i wysyłamy gdzie trzeba" Kurioza transportu odcinek 165988.
Po załadunku udałem się w kierunku polsko-niemieckiej granicy w Świecku. Udało mi się ją nawet przekroczyć jeszcze tego samego dnia, ale zatrzymałem się na pauzę chyba na pierwszej stacji benzynowej w Niemczech.
Następnego dnia spokojnie jechałem sobie w kierunku Holandii. W Zwolle zameldowałem się o godzinie 19:30. Po znalezieniu odpowiedniego miejsca do zaparkowania i przygotowaniu kolacji wyjątkowo otworzyłem sobie piwko by uczcić nadchodzący Nowy Rok 2015, gdyż był to już 31 grudnia.
Następny dzień to słodkie noworoczne lenistwo. Po południu z racji słonecznej pogody udałem się na spacer po okolicy która absolutnie niczym nie zachwyciła.
Drugiego stycznia już o 6:00 wjechałem na teren holenderskiej poczty w Zwolle. Po wizycie w magazynie okazało się, że na rozładunek i tak trzeba będzie poczekać bo do pracy jak na razie przyszły zaledwie dwie osoby (sic!). W tym samym czasie na rozładunek przyjechał inny Polak - Dawid - który też wiózł ładunek z Poznania, jeździ pod tą samą spedycją co ja i też spędził sylwestra w aucie tyle, że kilka kilometrów przed Zwolle. Okazało się też, że jemu szef nie dołożył za ten noworoczny wyjazd ani grosza i co więcej nie mają żadnego załatwionego załadunku na ten dzień a był to piątek po nowym roku i nasza spedycja miała wolne. Pogadaliśmy chwilę i musiałem lecieć bo mój Szef przezornie wykorzystał swoje stare kontakty i załatwił ładunek na ten dzień samodzielnie (poza naszą stałą spedycją) jeszcze w starym roku żebyśmy nie stali bez sensu.
Do miejscowości Nieuwdorp gdzie miałem załadować banany z przeznaczeniem do Niemiec.
dotarłem około 11:00. Po załadunku i odebraniu dokumentów od razu skierowałem się w stronę Niemiec.
Następnego dnia o godzinie 8:30 zameldowałem się na rozładunku w miejscowości Nossen niedaleko Drezna. Po rozładowaniu bananów zjechałem na najbliższy parking, gdyż była to sobota i nie było szans na żaden załadunek wcześniej niż w poniedziałek.
Niestety w poniedziałek okazało się, że jeszcze wszyscy nie wjechali z mocą w nowy rok i nie ma za bardzo co ładować. Udało się jednak znaleźć coś na następny dzień więc mogę się przemieścić do Eisenach, gdyż tam będę ładowany. Po dojechaniu na miejsce poszedłem sobie na spacer, gdyż było jeszcze całkiem wcześnie a robić nie bardzo miałem co.
Karoseria Barkasa spotkana na spacerze po Eisenach.
We wtorek po załadunku od razu ruszyłem w kierunku Polski, gdyż do Szwecji miałem przepłynąć promem ze Świnoujścia.
Po wyjechaniu na autostradę zacząłem szukać jakiejś stacji benzynowej na której mógłbym wykupić niemiecki maut - od jakiegoś czasu musimy to robić ręcznie, gdyż zablokowane mamy urządzenia tollcolect ze względu na to, że przechodzimy z płatności kartami Routex na karty MTS.
Niestety stację takową znalazłem dopiero jakieś 30km od miejsca w którym wyjechałem na autostradę. Podczas wysiadania z auta, podjechało do mnie srebrne auto oznaczone BAG. Uchyliła się jego boczna szyba i wąsaty jegomość zapytał dlaczego się tu zatrzymałem. Po poinformowaniu go, że w celu wykupienia mautu on z kolei zapytał gdzie na autostradę wyjechałem, gdy podałem mu dokładny numer wyjazdu on poinformował, że jestem już 30km od miejsca wjazdu więc nie będzie to w ogóle możliwe i jest to już za późno. W związku z tym będzie kontrola zakończona mandatem.
Na nic się zdały jakiekolwiek moje tłumaczenia i wyjaśnienia. Co więcej już po otrzymaniu mandatu, na nic zdało się również moje późniejsze obszerne listowne odwołanie od nałożonego mandatu. 234,60euro na minusie - tak oto zacząłem rok 2015 :( Chyba nie muszę pisać jakie to szczęście...
Do Świnoujścia dotarłem około 20:30 i na zarezerwowany prom już nie zdążyłem. Zostałem wpisany na listę oczekujących na następne. Załapałem się na trzeci z kolei o 1:00.
Następnego dnia w Trelleborgu byłem o 9:30 i od razu udałem się na rozładunek do miejscowości Hyllinge. Tam okazało się, że rozładunek mojego towaru przewidziany jest dopiero na następny dzień. Nie dobrze. Na szczęście udało mi się uprosić kierownika magazynu, żeby rozładować to tego samego dnia. Musiałem jednak odczekać jakieś dwie godziny aż chłopaki zrobią miejsce w magazynie.
Po rozładunku pojechałem do miejscowości Falkenberg gdzie załadowałem się produktami higienicznymi SCA z przeznaczeniem do norweskiego Vestby. Na miejscu byłem chwilę po północy.
Po rozładunku następnego dnia udałem się od razu na miejsce kolejnego załadunku którym było Langhus. Po załadowaniu całego auta paletami udałem się od razu do szwedzkiego Mariestad. Firma w której się miałem rozładować niestety już nie pracowała więc mogłem jedynie zaparkować pod bramą i kłaść się spać.
Rano po rozładunku udałem się od razu do miejscowości Borlange gdzie załadowałem sięznów pustymi paletami "cheap" a po tym pojechałem w kierunku Karlskrony. Następnego dnia pobudka o 4:25 żeby zdążyć na poranny prom do Gdyni. Na szczęście się udało z tym, że musiałem od rana walczyć o zmianę rezerwacji a mój spedytor nie odbierał. Odebrał inny i załatwił co trzeba.
Po zjechaniu z promu w Gdyni udałem się do Elbląga odstawić auto szefowi a stamtąd Cliówką do domu. Trochę słabo się jechało bo popsuło się niej ogrzewanie ale jakoś dałem radę i około 21:00 byłem już z rodziną w domu.
Niestety z tego okresu nie mam żadnych innych zdjęć bo naprawdę nie było absolutnie co fotografować. Praca i nic więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz